Wczoraj jak grom z jasnego nieba podczas wnikliwej rozmowy z przyjacielem jeszcze z podstawówki dotarło do mnie, że częścią mojej udręki jest negowanie pewnej części siebie, która nie podobała się mojemu ojcu.
Chodzi tu o ta kobiecą część mnie. O tą część, która swoją wrażliwością emocjonalną, czuciową, estetyczną, intelektualną i innymi nie pasuje do części męskiej. Pierwiastek żeński.
Nie wiem jeszcze co to dla mnie znaczy, ale zdecydowanie czuję, że nie akceptuję w sobie różnych cech czy ścieżek, których nauczyłem się od swojej matki, obu babć, bliskiej mi ciotki oraz innych "historycznych" postaci w mojej rodzinie, które znałem tylko z opowiadań.
Dotarło do mnie, że przez większość tej ważnej części życia, gdy kształtuje się osobowość człowieka byłem stymulowany przez bodźce pochodzące od kobiet w większości. Byłem stymulowany, a więc i programowany przez percepcję, intelekt i poglądy różnych postaci kobiecych.
Nie dziwne więc, że zasadniczo nie okazuję głębszego zainteresowania światem typowo męskim ani nie wykazuję skłonności ku typowo męskim torom myślenia.
I tak, niby intelektualista, z dość silnym, typowo rzecz by można męskim aspektem bezwzględności w ocenie rzeczywistości, a jednak analizujący czasem zbyt mocno, czasem zbyt długo zatrzymujący się nad bardzo wąskimi problemami. Niby umysł syntetyczny, prawidłowo prześlizgujący się nad mniej ważnymi faktami np w historii, kreatywnie spinający dość odległe fakty, a jednak zbyt entuzjastyczny, wyciągający zbyt daleko idące wnioski ze swoich wnioskowań. No i te wszystkie wrażliwości na zapach, na wygląd, na formę. Niby z jednej strony mało empatyczny, ale potem z drugiej niezwykle mocno przeżywający, dość nieoczekiwanie dla siebie samego problemy innych.
Dziwna to mozaika to moje ja. Trudna dla mnie samego. Mało przewidywalna i czasem nie dość stabilna.
Ta płciowa mieszanka, ze tak powiem, była jeszcze jednym kamyczkiem na mojej drodze do "własnego świata" kiedyś.
I teraz tak przyszło na myśl, że źle, że potem kiedyś chciałem tak mocno z kolei od tego "własnego świata" odejść. Tak mocno chciałem stać "normalny". A teraz chcę wracać. Wracać tam do siebie, do tego właśnie świata prywatnego. Nie jest to już świat tak dla mnie samego niezrozumiały jak kiedyś. Ale przebić się przez te wszystkie naleciałe zniekształcenia... Trudne.
Kontynuuję swoją eskapadę ku większej świadomości "teraz", ku częstszemu byciu na prawdę ze sobą, ku pozwalaniu sobie być mną. Bez ocen, bez oczekiwań.
Oczywiście pytania "kim jestem" i "czego chcę" są przewodnikiem, ale to chyba właśnie ciągłe zadawanie tych, a raczej bycie w odkrywaniu na nie odpowiedzi jest tym celem samym w sobie. Jest drogą i celem. Celem i drogą.
No comments:
Post a Comment