Wednesday, January 2, 2013

Roy

Roy Ayers wprowadza mnie właśnie w ten drugi dzień Nowego Roku... Siedzę w pracy i pchają mi się na myśl podsumowania.

Przede wszystkim w 2012 zauważyłem jak bardzo nie chcę się cieszyć. Zauważyłem jak wiele z tych moich "dołów" ja chciałem. Jak często chciałem czuć się źle ze sobą, jak bardzo chciałem przeżywać negatywne emocje. Gdzieś w dzieciństwie negatywizm stał się moją skorupą, moim pretekstem, moją wyższością. Moim więzieniem w konsekwencji...

Znowu śnił mi się ten królik, który do mnie przychodzi, głaszczę go i w pewnej chwili ogarnia mnie horror świadomości, że mam pełną kontrolę nad jego życiem, że mogę go w każdej chwili zabić i nie poniosę z tej przyczyny żadnej kary. Te odczucia coś robią we mnie w tym śnie i rzucam króliczkiem o ścianę... i zabijam go... i strasznie cierpię...

Nie umiem jeszcze tego zinterpretować, ale nie zmienia to faktu że pokazuje to pewien znaczący konflikt we mnie. Strach przed odpowiedzialnością za siebie..?

Mogę też powiedzieć, że gdzieś w 2012 przestałem "pracować nad sobą". W pewnym momencie zacząłem raczej próbować siebie czuć. Jest to zupełnie inny, lepszy sposób na bycie ze sobą.

Sądzę, że już nie będę siebie zadręczał intelektualną rozkminką samego siebie. To się stało zbędne :).

W nowy rok wszedłem z niesamowitą neutralnośćią sfer intelektualnej (coraz przyznam mniej ważnej dla mnie) i emocjonalnej. Obserwuję jednakże, że mi to przeszkadza ;). Że moje ego chce wciąż dramatu, akcji, planów, wspomnień. Ale JA tego nie potrzebuję ;). Więc tworzy się pewna próżnia, z którą będę teraz pracował (głównie poprzez pozwolenie aby zapełniła się sama, a nie na siłę). Przyznam, że zastanawiam sie nad psychologiem - nad jednym czy kilkoma spotkaniami, aby poprosić o radę co robić z tymi zaskakująco dużymi pokładami negatywizmu we mnie, które tak jaskrawo dojrzałem niedawno.

Nie zaakceptowałem dziecka we mnie ;). Nie umiem go przytulić.

To jest wciąż przede mną.