Sunday, September 19, 2010

My Everydayness

"As a being, as extension of all of Being, man has an organismic impulsion: to take into his own organization the maximum amount of the problematic of life. His daily life, then, becomes truly a duty of cosmic proportions, and his courage to face the anxiety of meaningless becomes a true cosmic heroism. No longer does one as God wills, set over against some imaginary figure in heaven. Rather, in one's own person he tries to achieve what the creative powers of emergent Being have themsleves so far achieved with lower forms of life: the overcoming of that which would negate life.

[...]

Mysticism lacks precisely the element of skepticism, and skepticism is a more radical experience, a more manly confrontation of potential meaninglessness."

To i poniższe z: E. Becker, "The Denial of Death".

Sunday, September 5, 2010

Fetyszyzacja świata

Kilka cytatów bo muszę, bo się identyfikuję:

"There are those who shrink back from experience out of greater life-and-death anxieties. They grow up not giving themselves freely to the cultural roles available to them. They can't lose themselves thoughtlessly in the games that others play. One reason is that they have trouble relating to others; they haven't been able to develop the necessary interpersonal skills. Playing the game of society with automatic ease means playing with others without anxiety. If you are not involved in what others take for granted as the nourishment of their lives, then your own life becomes a total problem."

"To live is to engage in experience at least partly on the terms of the experience itself. One has to stick his neck out in the action without any guarantees about satisfaction or safety. One never knows how it will come out or how silly he will look, but the neurotic type wants these guarantees. He dosen't want to risk his self-image. [...] [Neurotic] won't pay yhe price that nature wants of him: to age, fall ill or be injured, and die. Instead of living experience he ideates it; instead of arranging it in action he works it all out in his head."

"I used to wonder how people could stand the really demonic activity of working behind those hellish ranges in hotel kitchens, the frantic whirl of waiting on a dozen tables at one time, the mandess of the travel agent's office at the heights of the tourism season, or the torture of working with a jack-hammer all day on a hot summer street. The answer is so simple that it eludes us: the craziness of these activities is exactly that of the human condition. They are "right" for us because the alternative is natural desperation. The daily madness of these jobs is a repeated vaccination against the mandess of the asylum."

Zacytowałem bo nie wiem czy przypadkiem te trzy cytaty nie podsumowują tego jak żyję w świecie...

Każdy z powyższych cytatów zawiera co najmniej jedną myśl która stanowi oś negatywnej strony mojego postrzegania świata:

- nie umiem wchodzić w interakcję z innymi bez niepokoju i obawy;
- boję się ryzykować
- chciałbym mieć nie płacąc
- dziwię się temu jak żyją inni do tego stopnia że nie umiem się do nich dostatecznie odnieść.

I jednocześnie .......... nie można ze 100% pewnością powiedzieć, że w tym jest coś dziwnego.

To tu się zaczyna crazyness!

Bo jedynym, absolutnie pwenym punktem odniesienia jest to że pochodzimy z natury, z wszechświata co oznacza..... niewiele; w zasadzie oznacza tyle co nic.

Przed szaleństwem chronią nas dokładnie te społecznie wypracowane i narzucone mechanizmy, które ja w dużej części kwestionowałem bardziej lub mniej świadomie przez całe swoje smutne życie...

Saturday, September 4, 2010

Final Insight

Zrozumiałem, że te wszystkie wglądy, uczucia, odczucia i wnioski, które knułem i czułem i doświadczałem przez te wszystkie lata żeby zbliżyć się do prawdy o człowieku, o sobie, o ludziach...

...powodują właśnie dokładnie moją odmienność od innych ludzi i potęgują uczucie osamotnienia.

Jest tak, bo jako gatunek obdarzony świadomością uciekamy własnie od uświadamiania sobie, że jesteśmy jednak tylko zwierzętami.

Niesamowite uczucie zrozumieć że cała zasadniczo filozofia i nauka prowadzi do zrozumienia, ze jako człowiek jesteśmy słabi, samotni, miękcy, pozbawieni jakiejkolwiek wzniosłości, efemeryczni do potęgi n - zupełnie aheroiczni i anieśmiertleni.

A nieśmiertelność jest tym, czego wszyscy podświadomie szukamy...

I cóż... Ja nie wiem.. Boję się to powiedzieć, ale tu chyba moje poszukiwania się zakończą, bo znalazłem przynajmniej większość odpowiedzi na pytania, które mnie dosłownie męczyły przez większość mojego życia ze względu na moje wczesne doświadczenia choroby a potem śmierci śmierci bliskich osób, wczesne doświadczenie silnego konfliktu w rodzinie, wczesne doświadczenie wad ludzkich, wczesne odarcie autorytetów z ich niedostępności, magii i niezwykłości. Czyli ze względu na zbyt wczesne doświadczenie słabości tego czym jest człowiek w ogólności.

Teraz rozumiem, co mi się stało, rozumiem kim jestem, rozumiem dlaczego tęsknię do różnych niedookreślonych stanów emocjonalnych, przeżyć których nigdy nie było. Rozumiem już wiele ze swoich fantazji. Rozumiem wiele ze swojego strachu.

Cieszę się bo hamujące moją wesołość, towarzyszące mi przeczucie śmierci okazuje się w opinii wielu normalnym elementem swoistego oświecenia, tzn. pewnej głębszej samoświadomości polegającej po prostu na obdarciu życia czy człowieka z pewnych narosłych rzekomych cech, rzekomej kolorystyki by tak rzec, rzekomej interpretacji, rzekomych powinności, rzekomych niebezpieczeństw. Oświecenia jednak, które ma swoją cenę. Śmieszne, bo to "oświecenie" utrudnia mi niesamowicie życie w społeczeństwie, a więc zasadniczo utrudnia stosunki towarzyskie, tworzenie różnych więzi społecznych, które mogą stanowić duże wsparcie dla człowieka, hamuje wiele "typowych" wewnętrznych motorów działania (motywacji), itd., etc. Ten wgląd osamotnia mnie, wyrzuca poza nawias, wystawia na próbę. Daje więcej wolności, ale wystawia na strach przed nią. Wystawia na odpowiedzialność.

Jakby to nie było dla nie przykre - nie mogę już obarczać innych winą za moje poczucie osamotnienia bo to oni mają problem z dotarciem do mnie bo to ja im nie pozwalam - tyle że już dawno przestałem zdawać sobie z tego sprawę...

Ni powinienem też już złościć się tak bardzo ponieważ nikt, a w tym ja też nie jestem winny sytuacji mojego osamotnienia, czasem frustrującego zagubienia. Ani ja ani nikt nie jest winny temu, że tęsknię do różnych rzeczy, których nie mam czy nie miałem. To nie jest (niestety) niczyja wina. Nie jest to tez moja wina.

No! A więc to już... Rach, ciach :))).

No to teraz ciekawi mnie ile czasu zanim ta konkluzja domknie mi się w życiu.