Zrozumiałem, że te wszystkie wglądy, uczucia, odczucia i wnioski, które knułem i czułem i doświadczałem przez te wszystkie lata żeby zbliżyć się do prawdy o człowieku, o sobie, o ludziach...
...powodują właśnie dokładnie moją odmienność od innych ludzi i potęgują uczucie osamotnienia.
Jest tak, bo jako gatunek obdarzony świadomością uciekamy własnie od uświadamiania sobie, że jesteśmy jednak tylko zwierzętami.
Niesamowite uczucie zrozumieć że cała zasadniczo filozofia i nauka prowadzi do zrozumienia, ze jako człowiek jesteśmy słabi, samotni, miękcy, pozbawieni jakiejkolwiek wzniosłości, efemeryczni do potęgi n - zupełnie aheroiczni i anieśmiertleni.
A nieśmiertelność jest tym, czego wszyscy podświadomie szukamy...
I cóż... Ja nie wiem.. Boję się to powiedzieć, ale tu chyba moje poszukiwania się zakończą, bo znalazłem przynajmniej większość odpowiedzi na pytania, które mnie dosłownie męczyły przez większość mojego życia ze względu na moje wczesne doświadczenia choroby a potem śmierci śmierci bliskich osób, wczesne doświadczenie silnego konfliktu w rodzinie, wczesne doświadczenie wad ludzkich, wczesne odarcie autorytetów z ich niedostępności, magii i niezwykłości. Czyli ze względu na zbyt wczesne doświadczenie słabości tego czym jest człowiek w ogólności.
Teraz rozumiem, co mi się stało, rozumiem kim jestem, rozumiem dlaczego tęsknię do różnych niedookreślonych stanów emocjonalnych, przeżyć których nigdy nie było. Rozumiem już wiele ze swoich fantazji. Rozumiem wiele ze swojego strachu.
Cieszę się bo hamujące moją wesołość, towarzyszące mi przeczucie śmierci okazuje się w opinii wielu normalnym elementem swoistego oświecenia, tzn. pewnej głębszej samoświadomości polegającej po prostu na obdarciu życia czy człowieka z pewnych narosłych rzekomych cech, rzekomej kolorystyki by tak rzec, rzekomej interpretacji, rzekomych powinności, rzekomych niebezpieczeństw. Oświecenia jednak, które ma swoją cenę. Śmieszne, bo to "oświecenie" utrudnia mi niesamowicie życie w społeczeństwie, a więc zasadniczo utrudnia stosunki towarzyskie, tworzenie różnych więzi społecznych, które mogą stanowić duże wsparcie dla człowieka, hamuje wiele "typowych" wewnętrznych motorów działania (motywacji), itd., etc. Ten wgląd osamotnia mnie, wyrzuca poza nawias, wystawia na próbę. Daje więcej wolności, ale wystawia na strach przed nią. Wystawia na odpowiedzialność.
Jakby to nie było dla nie przykre - nie mogę już obarczać innych winą za moje poczucie osamotnienia bo to oni mają problem z dotarciem do mnie bo to ja im nie pozwalam - tyle że już dawno przestałem zdawać sobie z tego sprawę...
Ni powinienem też już złościć się tak bardzo ponieważ nikt, a w tym ja też nie jestem winny sytuacji mojego osamotnienia, czasem frustrującego zagubienia. Ani ja ani nikt nie jest winny temu, że tęsknię do różnych rzeczy, których nie mam czy nie miałem. To nie jest (niestety) niczyja wina. Nie jest to tez moja wina.
No! A więc to już... Rach, ciach :))).
No to teraz ciekawi mnie ile czasu zanim ta konkluzja domknie mi się w życiu.
No comments:
Post a Comment