Robiąc wielkie plany czas przelatuje nam obok. Bujamy w obłokach bo jesteśmy jeszcze młodzi, ale nie rozumiemy gdzie jest życie. A ono jest tu i teraz a nie jutro i pojutrze.
Jak to dobrze, że rozumiem to już dziś.
Ale jakże się lękam kary za to, że zrobić coś z tym planuję na jutro...
Czuję się jak starzec. Zgorzkniały... Zawiedziony... Zdradzony... Przez życie, przez tych bliskich, którzy odeszli. To jest to co czuję na prawdę.
Ale myślę inaczej. Myśląc wiem, że gdyby nie odeszli tkwił bym do dziś w okowach niewiedzy i przeżył życie "normatywnie". A tak, mam szansę na prawdziwego siebie; na poznanie kim jestem na prawdę. Ale za jaką cenę? Za cenę wolności, bolesnej wolności w wiedzy, odpowiedzialności i dyscyplinie. I tak tylko gadam o tym, bo nie żyję w żadnej dyscyplinie - to mrzonka. Chciałbym być jak jakiś jogin albo kung-fu shigong - to takie pozostałości, marzenia dziecka we mnie. Piękne marzenia. Ale jednak marzenia dziecka opuszczonego, które w ten sposób śni o ucieczce, nie-czuciu i samowystarczalności. Dziecku, które marzy by zostać bohaterem baśni i być podziwianym prze innych czujących "mugoli". Dziecku, które swoje cierpienie chce uzasadnić żywotem samuraja... Dziecku, które wciąż szuka uzasadnienia dla swojego cierpienia. Szuka go i szuka. Tu, łzy napływają do oczu... Po pochylam się nad sobą... I żałuje siebie. I żałuje...
Ech, ale już nie dramatyzuje. Coś tam się zmieniło i już nie. No może jeszcze troszeczkę... Może troszeczkę...
Coś tam się przemienia, układa. Jedno traci na znaczeniu, inne zaskakuje swoim znaczeniem. Znaczeniem dla mnie. Znaczeniem, którego nie widziałem dotychczas albo po prostu nie chciałem widzieć. Ale Dziecko broni się i Dorosły ma kłopoty. Trochę jakbym odtwarzał wewnętrznie moją własną relację z moim Ojcem. Teraz ja jestem swoim Ojcem do mnie-Dziecka. Tak bo ostatnio, po jednym z poważnych przestawień w środku, nagle uświadomiłem sobie, że mój Ojciec miał tu i ówdzie rację. Śmieszne dość to uczucie, bo tępiłem jego postać w swojej głowie przez tyle lat. A tu nagle, niedawno mój Ojciec stał się mną. Zmienił stronę barykady. Stał się częścią mnie... [APPLAUSE] (Ależ, dziękuję, dziękuję - nie trzeba gratulować... Dziękuję...).
"Gdy idziesz za tym,
co jest dla Ciebie błogością,
to jakbyś wchodził na szlak,
który był tutaj przez cały czas,
czekając na Ciebie; żyjesz wtedy życiem,
którym żyć powinieneś.
Jeśli idziesz za tym, co daje Ci błogość,
to, gdziekolwiek jesteś,
nieprzerwanie napawasz się tym wytchnieniem,
tym życiem, które nosisz w sobie."
No comments:
Post a Comment