Saturday, July 11, 2009

Przemijalność, bezsensowność, celowość...

Myślę, że kruchość i przemijalność chwil szczęśliwych, chwil odprężenia jest właśnie tym co powinno nas skłaniać ku bezgranicznemu zanurzaniu się w nie. Zanurzaniu prawie bez pamięci. Oddawaniu się danej chwili w 90%.

Ile czasu można szukać optimum. Ile czasu można kwestionować sens istnienia. Jak długo można szukać drogi. Aż do momentu gdy się ją znajdzie :).

Uwierzcie mi jak powiem, że celem może się okazać znalezienie tej drogi. Wejście na nią i kroczenie nią, a nie jak się może zdawać dojście do jej celu.

Gdyby tak odrzucić instrukcje i programy; protokoły i skrypty; odejść od schematów i ego...

Gdyby tak być bierniejszym intelektualnie a aktywniejszym doznaniowo.

No i cóż tu dalej wymyślać. Nic już się nie da wymyślić.

Chcę poznać siebie. Niech inni mi pomagają, ale poznaję ja i to obszary niedostępne dla nikogo innego. W tym poznawaniu będę sam i nikt tego nie zmieni. Trochę żałuję, ale tak już jest. Będę w tym sam, ale pięknie sam. Każdy jest w tym sam. Jedni pięknie inni strasznie. Przypomina mi się film The Cell z Jennifer Lopez... Dużo w tym analogii ;).

Ech ten modernizm. Za dużo go w naszym życiu. Za mało w tych naszych życiach jest nas samych. Za dużo form zewnętrznych a za mało wewnętrznych treści. To jest tak jakby kultura w której żyjemy zabraniała nam bycia sobą. Jest tak, że żeby być sobą trzeba decydować się na zejście do subkultur; do zejścia na swoisty margines społeczny. A na margines schodzi się co tu dużo gadać ciężko. Ciężko bo schodzi się w końcu na margines. A rodzice uczą nas stronić od marginesu. Rodzice chcą abyśmy sobie "poradzili" w życiu, czyli pędzili z main streamem społecznym; tkwili w potrzebach i modach większości; mieli te same potrzeby i te same lęki; te same sny i te same udręki.

Ja zdaje się mówić nie... Ale odwaga jeszcze nie ta. Bo chęci jeszcze nie te.

Ja jednak nie chcę być na marginesie. Bo będzie mi smutno i też samotnie. Bo świat marginesu to tez świat samotności. Z tą może różnicą że akceptacji dla tej samotności. Albo jeszcze inaczej. Wspólnoty w samotności. Ten margines jest dużo bardziej nieprzewidywalny niż ten main stream... No i o to tu się pewnie rozchodzi: main stream jest przewidywalny; dysponuje kompletem zasad, kar i nagród. Margines zaś to taki wciąż "emerging market". Brak przewidywalności. No i tak dalej...

Od tego Tai-Chi wszystko widzę w kołach i cyklach...

(Znowu coś wyplułem z siebie. Była potrzeba, a teraz jest obrzydzenie do tego, co napisałem. Obrzydzenie, bo to bez sensu przecież o tym pisać. Przypomniało mi się, że Lao-Tsy powiadał, iż "kto wie, ten nie mówi, a kto mówi, ten nie wie". Zaczynam tak właśnie to odczuwać. Gadanie o tym od pewnego etapu poznania zaczyna się wydawać bezsensownym mieleniem rzeczywistości, bo kto rozumie ten nie musi o tym słuchać, a ten kto nie rozumie i tak nie zrozumie dopóki sam do tego nie dojdzie.)

No comments: