I tak ostatnio zadaję sobie zupełnie nowe pytanie... Co mogę robić żeby być jeszcze bardziej szczęśliwym? Bo tak, czuję się szczęśliwy. Ale o nowości, czuję niedosyt szczęścia z jednoczesnym głębokim przeświadczeniem, że tego szczęścia może być więcej w moim życiu i, że mam święte prawo tego szczęścia więcej mieć.
Więc oprócz tai-chi będzie joga, będzie nauka szachów. Mam straszny ciąg do rozwijania umiejętności że tak powiem poznawczo-sensorycznych. Żeby wyostrzyć narzędzia poznania i poprawić kontakt z ciałem, które też jest pewnym poznawczym medium.
Co prawda jestem wciąż w ciężkim ciągu kupowania książek (ostatnio 400 dołków na Amazonie), jednakże odchodzę od uwielbienia intelektualizmu. Zrozumiałem, że to jest zaledwie jeden ze składników życia. Nieodzownie mi potrzebny, ale tylko składnik.
Im więcej czytam tym mam więcej pytań. Rośnie we mnie ciekawa mieszanka ciekawości ze strachem: czegóż to ja się jeszcze dowiem o człowieku i o świecie? Nie wiem ale daję czadu. Na przód - jak zwykle. Tym razem jednak z celem wytyczonym na nowo. Lepszym celem; bardziej uświadomionym. W ogóle uświadomionym :). I to jest to. Ileż to daje luzu i samozadowolenia. A jest to tylko tyle, że wiem po co coś robię i czuję, że robię to w 100% dla siebie; i jeszcze, że ja to potem przetworzę też tylko dla siebie.
Ekstra. Na prawdę ekstra.
No, ale oczywiście duuużo przede mną nauki. Nauki swojego ciała, swojego umysłu. Ćwiczenia swojego ciała i ćwiczenia umysłu.
Wiem teraz, że spokój i uczucia będą się już pojawiać same. Już nie muszę o nich myśleć. Szukać ich. Teraz mogę skupić się na ich śledzeniu.
Jakaż to wielka jakościowa różnica, że nagle zacząłem uważać że może być tylko lepiej w zasadzie.
Czy mogę już powiedzieć, że niczego się nie boję? Nie, na pewno nie. I to chyba najlepiej świadczy o moim człowieczeństwie.
Chciałem na tym zakończyć tego posta, ale sczytawszy go widzę, że nie wyraziłem się precyzyjnie o nowym sensie poznawania dla mnie, czyli o sensie tego ćwiczenia umysłu i ciała.
Chodzi mi tu o to, że chcę odkrywać nie to co leży poza mną, lecz to co dzieje się wewnątrz mnie w efekcie kontaktu z tym co na zewnątrz. Co ze mnie "wychodzi", co się "okazuje". Czyli chcę odkrywać siebie. Egoizm? Tak. Ale jakiż przyjemny. Egoistą byłem zawsze, ale dopiero teraz czerpię z tego przyjemność. Myślę też, że to jest jakiś etap; że niedługo mogę przestać być egoistą. Równie dobrze mogę jednak nie przestać nim być. Ale nie sądzę - to wszystko dzieje się tak szybko...
Nie, jeszcze nie tak. Ja nie jestem już egoistą. Nie. Prawda, uciekam do egoizmu często. Ale jest mi on coraz mniej potrzebny. Nie muszę już widzieć siebie jako kogoś bardzo ważnego. Nie jest mi to już potrzebne do kontaktu ze światem. Nawet wiele moich dotychczasowych problemów jakoś blaknie teraz. Już nie zastanawiam się nad sobą tyle. Jeśli myślę o sobie to mniej analitycznie a bardziej... w zasadzie w ogóle mniej myślę o sobie a więcej odczuwam. Przeżywam będąc bardziej tego świadom. Żyję z większą uważnością.
No comments:
Post a Comment