Niestety nie chce mi się starać. To jest to. Bo mogę się starać. Mogłem i będę mógł. Ale mi się nie chce.
Może nie chce mi się ze strachu przed sukcesem. To coraz bardziej prawdopodobne wytłumaczenie jednak... Niestety...
Wolę się jednak zamknąć, siedzieć sobie na swoich 5 metrach kwadratowych życia i głównie myśleć i robić plany. A przecież to jak żyję dziś to już jest postęp w stosunku do kiedyś.
Ale zasadniczo dalej raczej planuję :))).
Ostatnio (+/- 6 miesięcy) doszedłem do wniosku, że mam wiele cech negatywnych (a doychczas uważałem, że jestem raczej doskonały) i to dlatego np nie znajduję kobiety idealnej (dla mnie idealnej). Doszedłem też do wniosku, że w życiu najprawdopodobniej generalnie nie ma się tego czego się chce a jeśli już to raczej namiastki. Potem doprowadziłem się do wniosku że najprawdopodobniej chcę za dużo. ALbo inaczej, że przynajmniej szukanie np tej kobiety w sam raz dla mnie zajęłoby mi zbyt dużo czasu a przecież chcę już mieć dzieci (sic!).
Ja dalej w zasadzie "nie wiem".
I tak mając trochę dosyć tego ciągłego w głowie "nie wiem" podjąłem (dość niestety chyba jednak arbitralnie) decyzję że przestaję szukać, bo to co mam dziś mnie satysfakcjonuje (zresztą rzeczywiście w dużym stopniu tak - to najlepszy kompromis jak dotychczas) a poza tym oczekiwanie więcej od życia może mi się już odpłacić jakąś krzywdą losową (tak, staję się tu zabobonny). Że na prawdę nie można więcej chcieć bo na więcej mnie nie stać. ...I tu wracamy do ważnego dla mnie punktu wyjścia (i dojścia): bo stać mnie, ale mi się nie chce starać.
Wiedząc, w związku z tym, że raczej generalnie nie chce mi się starać, implikacją jest, że nawet jak zdobędę to nie utrzymam (bo mi się nie będzie chciało walczyć).
Więc, nie chce mi sie bo się boję...
Nie łatwo przełknąć tą konkluzję...
No comments:
Post a Comment