Spostrzegania kim jestem i czego chcę ciąg dalszy obecnie. I w zasadzie tyle. Tylko tyle, ale aż tyle pracy.
Oczyszczam się z "powinności". Żmudny proces. Dzieje się sam i nie można nic a nic przyspieszyć. Można powiedzieć, że odkrywam siebie poprzez przypadki, poprzez nagłe odkrywanie głębokich, nieoczekiwanych znaczeń w codziennych rutynach i przyzwyczajeniach.
Ławice rzekomych powinności są splątane z ławicami moich własnych cech i marzeń. Rozgarniam, odławiam, kieruję, patrzę. Dziwoty...
Być sobą to trudne "zjawisko" psycho-fizyczne. Trudne bo łatwe. Tak trudne, bo tak łatwe. Nie widać siebie bo ja jest wplecione (w tą stronę właśnie) w strukturę powinności, którą ktoś tworzy za nas. Odważę się powiedzieć, że ja, które jest nie do końca uświadomione przez właściciela, a więc uśpione, nie ma szans w tym stanie na asertywność w stosunku to tej struktury powinności.
Mnie (i pewnie moim przodkom też) ta struktura dawała jakby powiększenie samego siebie (rzutowanie) na rzeczy nijak nie wchodzące w skład ja.
Ja jest proste. Po prostu jest, ale jest zbyt nieśmiałe w stosunku do struktury by z nią prowadzić dyskurs. By polemizować. Moje ja przynajmniej takie było.
Ktoś powie: "Ta struktura była Ci do czegoś potrzebna". Ze zdaniem się zgodzę ale nie z intencją. Tak struktura była mi potrzebna po prostu do życia bo nic innego nie znałem, a struktura reprezentowała to w co wierzyli (czy tam chcieli wierzyć) moi bliscy - Ci najważniejsi ludzie w moim życiu. Potem, gdy odeszli potrzebowałem strukturę kontynuować - oczywiście. Kontynuowałem żeby nie utracić poczucia rzeczywistości, gdy sens na chwilę zanikł. Potrzebowałem kontynuować schematy, by czuć się blisko w utraconymi kochanymi.
A teraz intencja takiego zdania, która ja odbieram jako: "mogłeś się zorientować, że to nie ty, że to nie o to chodzi". Z takim rozumieniem się nie zgadzam. Nie mogłem. Nie miałem jak. Dopiero stworzenie, zewnętrznej struktury zastępczej, struktury stricte materialnej, (stałe środki do życia, mieszkanie, samochód, ogólna normalizacja przez którą rozumiem odpadnięcie dających się łatwo racjonalizować lęków dotyczących materialnej sfery życia oraz rozpoczęcie wpuszczania do siebie ludzi) pozwoliło mi zacząć się rozglądać po moim świecie; pozwoliło po raz pierwszy zadać pytanie o siebie, a nie o zjawiska na zewnątrz mnie - te niezależne ode mnie. Dopiero wtedy wszedłem na drogę, którą kroczę i będę już kroczył (bo już nie pamiętam jak to było wcześniej) do końca życia - drogę Ja.
Ja jest mało skomplikowane, objętościowo niewielkie. I, co ważne bardzo niewiele potrzebujące.
Gratuluję Wszystkim, którzy rozpoczęli trud szukania siebie i głęboko szanuję Wszystkich, którzy nie wiedzą, że siebie unikają.
Komu jest łatwiej? Nikomu - obie grupy w zasadzie mają jednakowo przesrane z tym, że grupa pierwsza z uświadomionej opresji wyjdzie, a druga się w niej okopie, a następnie stworzy kolejne pokolenie żyjących z okopów.
No comments:
Post a Comment