Mam strasznego kaca moralnego bo zapomniałem wczoraj zatrzymać się na chwile o piątej...
Zawsze pamiętałem, a jak zapomniałem to syrena przypomniała. Wczoraj o piatej musiałem być w jakimś sklepie i... Zupełnie zapomniałem.
Poczułem jak moje historie rodzinne są dla mnie ważne; Czuję się jakbym kogoś zdradził.
Tuesday, August 2, 2011
Wednesday, July 6, 2011
Reagowania na rzeczywistość ciąg dalszy
Mam kryzys w aktualnej pracy. Zaskoczyła mnie zupełnie zmiana polityki w moim dziale. Doświadczyłem na własnej skórze jak wiele w sferze śodowiska pracy może zmienić styl zarządzania jednej osoby odpowiednio wysoko w firmie.
Przestało być to miejsce pracy odpowiednie dla mnie. Szukam niemalże szaleńczo innej pracy. Nie chcę się tak stresować jak teraz (od kilku tygodni bóle brzucha, ucisk w klatce piersiowej, kłopoty ze spaniem, itd.). Picie alkoholu nie pomaga :).
Nie godzę się na taki poziom pracy i takie warunki i basta.
Zasadnioczo więc jest dobrze ;) bo ja żyję zmianą prawda... Zmieniam też mieszkanie a z kobietą mi na szczęście dobrze więc nie zmieniam.
To jeszcze zmienię sobie pracę i będzie miodzio.
Summa summarum znowu moja opinia o ludziach wychiła się w kierunku "standard to, że wszyscy są debilami, a tylko mniejszość nie". Znowu zdaje mi się że zrobilem krok do przdu w rozumieniu natury egzystencji człowieka i na tym etapie znów wrażenie że rzeczywiście ludzie są zasadnioczo mało rozgarnięci zaczęło brać górę.
I bierze górę coraz częściej zauważam....
A dodatkowo:
- byłem w międzyczasie we Włoszech
- zacząłem pić duże ilości wina i sie nim interesować
- coraz bardziej rozkręca się też moje zaintersowanie samochodami (drogimi oczywiście)
- coraz mniej (ale to już od kilku miesięcy) interseuję się filozofią, psychologią i socjologią
- znów w ogóle przestałem czytać książki (nie mam po prostu głowy) i brak mi tego
- oglądam masy różnych seriali (Mad Men, The Wire, The Tudors, Breaking Bad, Dexter... - wszytko na raz)
- chcę mieć już dziecko
Przestało być to miejsce pracy odpowiednie dla mnie. Szukam niemalże szaleńczo innej pracy. Nie chcę się tak stresować jak teraz (od kilku tygodni bóle brzucha, ucisk w klatce piersiowej, kłopoty ze spaniem, itd.). Picie alkoholu nie pomaga :).
Nie godzę się na taki poziom pracy i takie warunki i basta.
Zasadnioczo więc jest dobrze ;) bo ja żyję zmianą prawda... Zmieniam też mieszkanie a z kobietą mi na szczęście dobrze więc nie zmieniam.
To jeszcze zmienię sobie pracę i będzie miodzio.
Summa summarum znowu moja opinia o ludziach wychiła się w kierunku "standard to, że wszyscy są debilami, a tylko mniejszość nie". Znowu zdaje mi się że zrobilem krok do przdu w rozumieniu natury egzystencji człowieka i na tym etapie znów wrażenie że rzeczywiście ludzie są zasadnioczo mało rozgarnięci zaczęło brać górę.
I bierze górę coraz częściej zauważam....
A dodatkowo:
- byłem w międzyczasie we Włoszech
- zacząłem pić duże ilości wina i sie nim interesować
- coraz bardziej rozkręca się też moje zaintersowanie samochodami (drogimi oczywiście)
- coraz mniej (ale to już od kilku miesięcy) interseuję się filozofią, psychologią i socjologią
- znów w ogóle przestałem czytać książki (nie mam po prostu głowy) i brak mi tego
- oglądam masy różnych seriali (Mad Men, The Wire, The Tudors, Breaking Bad, Dexter... - wszytko na raz)
- chcę mieć już dziecko
Wednesday, March 30, 2011
Fantazje
I kolejna fanga w nos...
Właśnie do mnie dotarło w jakim sensie ja fantazjuje na temat życia. I w których miejscach.
Dotarło do mnie, o jak wielkiej niechęci mierzenia się z rzeczywistością przeze mnie to świadczy.
Dotarło do mnie w jak duzym stopniu wpływa to na moją samoocene, sposób w jaki oceniam innych ludzi ale przede wszytkich sposób w jaki odbieram ludzi i świat, swoje emocje, reakcje, sposób w jaki kształtuje swoje marzenia oraz progi satysfakcji i agresji.
Najważniejsze z tego są progi satysfakcji i agresji bo to jest codzienność. Zadowolenie i niezadowolenie, wściekłość, frustracja, radość, zachwyt, odprężenie, itd.
To wszystko opiera się w dużej mierze na naszej wewnętrznej skali którą sobie ustalamy w trakcie zycia odnośnie tego na ile nas stać i jakie są nasze "granice" po obu stronach, a więc co stanowi dla dla nas osiągnięcie, duże osiągnięcie, a co będziemy traktować u siebie jako normę na którą nie musimy się wysilać, co bedzie wysiłkiem, itd. Skali tej jak wiadomo używamy też bezwiednie, intuicyjnie do oceniania innyc ludzi więc jeśli ta nasza skala jest w jakimkolwiek zakresie irracjonalna to irracjonalne też będą nasze oceny innych.
W moim życiu było i jest dużo iracjonalności - nieprzystawania oczekiwań (a więc bazowanych na nich planów), pozytywnych jak i negatywnych niespodzianek.
Rozwiązań szukałem w książkach naukowych, doznaniach duchowych, a tu nagle uderzyło mnie, że to chodzi o te "fantazje" nt życia, które sobie stworzyłem w głowie. To one są pryzmatem którey rozszczepia jedne fakty a soczewkuje inne...
Nie rozwiązuje to wiele, bo oznacza dla mnie na dzień dzisiejszy jeszcze więcej "winy po mojej stronie", ale daje mocny początek do zmian. Daje nowy poziom wglądu i zrozumienia.
Człowiek jest jak cebula, nie...?
Właśnie do mnie dotarło w jakim sensie ja fantazjuje na temat życia. I w których miejscach.
Dotarło do mnie, o jak wielkiej niechęci mierzenia się z rzeczywistością przeze mnie to świadczy.
Dotarło do mnie w jak duzym stopniu wpływa to na moją samoocene, sposób w jaki oceniam innych ludzi ale przede wszytkich sposób w jaki odbieram ludzi i świat, swoje emocje, reakcje, sposób w jaki kształtuje swoje marzenia oraz progi satysfakcji i agresji.
Najważniejsze z tego są progi satysfakcji i agresji bo to jest codzienność. Zadowolenie i niezadowolenie, wściekłość, frustracja, radość, zachwyt, odprężenie, itd.
To wszystko opiera się w dużej mierze na naszej wewnętrznej skali którą sobie ustalamy w trakcie zycia odnośnie tego na ile nas stać i jakie są nasze "granice" po obu stronach, a więc co stanowi dla dla nas osiągnięcie, duże osiągnięcie, a co będziemy traktować u siebie jako normę na którą nie musimy się wysilać, co bedzie wysiłkiem, itd. Skali tej jak wiadomo używamy też bezwiednie, intuicyjnie do oceniania innyc ludzi więc jeśli ta nasza skala jest w jakimkolwiek zakresie irracjonalna to irracjonalne też będą nasze oceny innych.
W moim życiu było i jest dużo iracjonalności - nieprzystawania oczekiwań (a więc bazowanych na nich planów), pozytywnych jak i negatywnych niespodzianek.
Rozwiązań szukałem w książkach naukowych, doznaniach duchowych, a tu nagle uderzyło mnie, że to chodzi o te "fantazje" nt życia, które sobie stworzyłem w głowie. To one są pryzmatem którey rozszczepia jedne fakty a soczewkuje inne...
Nie rozwiązuje to wiele, bo oznacza dla mnie na dzień dzisiejszy jeszcze więcej "winy po mojej stronie", ale daje mocny początek do zmian. Daje nowy poziom wglądu i zrozumienia.
Człowiek jest jak cebula, nie...?
Wednesday, February 16, 2011
Dzień i inne
Uff, jak dziś rano wyszedłem z łazienki o 06:30 to było już w zasadzie jasno. Jak sie cieszę :). Wiem na pewno, że jeśli sytuacja finansowa mi na to pozwoli to nie umrę w Polsce a w jakimś kraju o niższej szerogkości geograficznej...;)
Poza tym, ech... Przeglądania na oczy ciąg dalszy ;)...
Traci jednak ten co kieruje się wyłącznie cnotą i zasadami. Jednak tak. Nie chciałem, mocno się borniłem przed zobaczeniem tego, no i zobaczyłem.
Nie należy się ograniczać, nie należy chcieć mniej. Trzeba chcieć dużo, dążyć do tego i po drodze doświadczać zmęczenia, trudu, zawodów, szczęścią miłych zaskoczeń - doświadczać trzeba po drodze.
W życiu nie ma tak dużo czasu na wzgląd na innych, na zasady.
Jest tak dlatego że każdy z nas jest inny. Tych miernych będzie jednak zawsze będzie z 80% a tych ponadprzeciętnych i poniżej przeciętnych będzie zawsze najmniej.
Osoby ponadprzeciętne nie są zwyczajnie kompatybilne z resztą jednostek i jeśli nie są nauczone zawczasu lub same nie nauczą sie na czas jak radzić sobie w świecie w większości miernych ludzi może bardzo na tym stracić, może źle działać i obudzić się zapóźno z wyrzutami sumienia i pretensjami nie wadomo do kogo ;).
Dziś wydaje mi się że wiem, że to egoizm powinien być naszym zdrowym rozsądkiem bo wszystko co oparte na błędnych założeniach o sobie samym będzie nietrwałe i nienaturalne. I się zawali prędzej czy później albo będzie nas kosztować cierpienie.
Ale kto Ci to powie człowieku wprost oprócz matki, ojca czy bardzo bliskiego przyjaciela.
Life is brutal - to zawsze wiedziałem, ale nie rozumiałem kontekstu.
Stosowanie zasad jest niezbedne tylko w zakresie reguły "nie rób drugiemu co tobie nie miłe". A, jak wiemy z Matrixa reguły można naginać.
Poza tym, ech... Przeglądania na oczy ciąg dalszy ;)...
Traci jednak ten co kieruje się wyłącznie cnotą i zasadami. Jednak tak. Nie chciałem, mocno się borniłem przed zobaczeniem tego, no i zobaczyłem.
Nie należy się ograniczać, nie należy chcieć mniej. Trzeba chcieć dużo, dążyć do tego i po drodze doświadczać zmęczenia, trudu, zawodów, szczęścią miłych zaskoczeń - doświadczać trzeba po drodze.
W życiu nie ma tak dużo czasu na wzgląd na innych, na zasady.
Jest tak dlatego że każdy z nas jest inny. Tych miernych będzie jednak zawsze będzie z 80% a tych ponadprzeciętnych i poniżej przeciętnych będzie zawsze najmniej.
Osoby ponadprzeciętne nie są zwyczajnie kompatybilne z resztą jednostek i jeśli nie są nauczone zawczasu lub same nie nauczą sie na czas jak radzić sobie w świecie w większości miernych ludzi może bardzo na tym stracić, może źle działać i obudzić się zapóźno z wyrzutami sumienia i pretensjami nie wadomo do kogo ;).
Dziś wydaje mi się że wiem, że to egoizm powinien być naszym zdrowym rozsądkiem bo wszystko co oparte na błędnych założeniach o sobie samym będzie nietrwałe i nienaturalne. I się zawali prędzej czy później albo będzie nas kosztować cierpienie.
Ale kto Ci to powie człowieku wprost oprócz matki, ojca czy bardzo bliskiego przyjaciela.
Life is brutal - to zawsze wiedziałem, ale nie rozumiałem kontekstu.
Stosowanie zasad jest niezbedne tylko w zakresie reguły "nie rób drugiemu co tobie nie miłe". A, jak wiemy z Matrixa reguły można naginać.
Friday, January 14, 2011
Within Egoist
Am I self-sufficient? Am I really?
I generally tend to think not but sometimes when I think I grasp the totality of my egoism for a moment there I think I am...
I generally tend to think not but sometimes when I think I grasp the totality of my egoism for a moment there I think I am...
Wednesday, January 12, 2011
Love by definition
"Love is reverence, and worship, and glory, and the upward glance. Not a bandage for dirty sores. But they don't know it. Those who speak of love most promiscuously are the ones who've never felt it. They make some sort of feeble stew out of sympathy, compassion, contempt and general indifference, and they call it love. Once you've felt what it means to love as you and I know it - the total passion for the total height - you're incapable of anything less".
Gail Wynand in Ayn Rand's "The Fountainhead".
Respect.
Gail Wynand in Ayn Rand's "The Fountainhead".
Respect.
Monday, January 3, 2011
Dialog ze sobą i rzeczy po prostu?
No dobra - jestem neurotykiem, czy kims tam (whatever) i ciagle skupiam sie na negatywach... I to "tylko" dlatego odbieram życie jako ucisk w klatce piersiowej.
No dobra - moze sam jestem sobie winien, że nie umiem się cieszyc itd, i caly ten bulshit... Ale jesli jestem po prostu wrażliwszy? Spotrzegawczy?
Co jeśli, zycie jest rzeczywiście generalnie niczym innym niż tylko swiadomą egzystencją?
Bo wszystko logiczne na to wlasnie wskazuje...
Co jesli nie-neurotycy po prostu lepiej umieja sie oszukac zeby nie widziec tej grzybni?
Niestety istnieje jeszcze ta druga opcja, którą zawsze trzeba doupszczać - że to ja jestem jednym z niewielu frajerów na tej kuli ziemskiej którz sobie z tego nie zdawali dotychczas sprawy.
Muszę sobie to obmyśleć wszystko jeszcze raz od nowa z perspektywy tej zwykłości i mierności, bo jeszce nie wiem co tak na prawdę by z tego wynikało dla mnie oprócz zmiany punktu widzenia.
Jezu, jakie to wszystko jest tylko-na-mój-użytek i bez-świadków. Dlaczego w zasadzie jest we mnie to parcie aby wszystko w żuciu rozumieć i układać w powiązane całości? Nie wiem. Czy to na tym polega ta nerwowość nazywana naurotyzmem lub innym znerwicowaniem.
Czy więc wszytkie te moje rozmyślania przez te wszystkie lata, cała ta krucjata żeby w końcu zacząć się częściej cieszyć i uśmiechać była tylko "chorobą", wytworem potrzeby mojego tylko umysłu? Czy jestem w tym sam jak palec, a jedyni moi pobratymcy w tym poszukiwaniu siedzą już dawno w zakładach?
A może to właśnie jest życiem... Nie samo-życie, ale myślenie nad tym czym ono jest i jakie jest w nim moje miejsce? Może tylko i wyłącznie ta krucjata która być może jest chora jest jedynym dowodem na moją egzystencję przede mną samym?
Może sam problem z życiem jest właśnie życiem...? Dlaczego nie..?
Może rozwój człowieka polega właśnie na bólu w zadawaniu pytań i potem odnajdywaniu na nie odpowiedzi a następnie zadawaniu kolejnych pytań..?
Ale co jest w takim razie naszym odpoczynkiem? Marzenie? Kochanie? Odczuwanie spokoju o bezpieczeńśtwa..? Mam ochotę powiedzieć odruchowo że to mało... Ale z drugiej strony już trochę wiem, że to jednak bardzo dużo at the same time.
Przykre jest takie chorobliwe, ciągłe odczuwanie bycia zdradzonym przez życie (czytaj przez bliskich). Oprócz tego jest jeszcze ciągła antycypacja bycia zdradzonym też... Człowiek juz niby zrozumiał co się w jego życiu zadziało i jaki miało impact na niego, ale wciąż odczuwa te różne przesunięte emocje... Męczące... Uwierzcie - bardzo męczące.
Pozdrawiam siebie.
No dobra - moze sam jestem sobie winien, że nie umiem się cieszyc itd, i caly ten bulshit... Ale jesli jestem po prostu wrażliwszy? Spotrzegawczy?
Co jeśli, zycie jest rzeczywiście generalnie niczym innym niż tylko swiadomą egzystencją?
Bo wszystko logiczne na to wlasnie wskazuje...
Co jesli nie-neurotycy po prostu lepiej umieja sie oszukac zeby nie widziec tej grzybni?
Niestety istnieje jeszcze ta druga opcja, którą zawsze trzeba doupszczać - że to ja jestem jednym z niewielu frajerów na tej kuli ziemskiej którz sobie z tego nie zdawali dotychczas sprawy.
Muszę sobie to obmyśleć wszystko jeszcze raz od nowa z perspektywy tej zwykłości i mierności, bo jeszce nie wiem co tak na prawdę by z tego wynikało dla mnie oprócz zmiany punktu widzenia.
Jezu, jakie to wszystko jest tylko-na-mój-użytek i bez-świadków. Dlaczego w zasadzie jest we mnie to parcie aby wszystko w żuciu rozumieć i układać w powiązane całości? Nie wiem. Czy to na tym polega ta nerwowość nazywana naurotyzmem lub innym znerwicowaniem.
Czy więc wszytkie te moje rozmyślania przez te wszystkie lata, cała ta krucjata żeby w końcu zacząć się częściej cieszyć i uśmiechać była tylko "chorobą", wytworem potrzeby mojego tylko umysłu? Czy jestem w tym sam jak palec, a jedyni moi pobratymcy w tym poszukiwaniu siedzą już dawno w zakładach?
A może to właśnie jest życiem... Nie samo-życie, ale myślenie nad tym czym ono jest i jakie jest w nim moje miejsce? Może tylko i wyłącznie ta krucjata która być może jest chora jest jedynym dowodem na moją egzystencję przede mną samym?
Może sam problem z życiem jest właśnie życiem...? Dlaczego nie..?
Może rozwój człowieka polega właśnie na bólu w zadawaniu pytań i potem odnajdywaniu na nie odpowiedzi a następnie zadawaniu kolejnych pytań..?
Ale co jest w takim razie naszym odpoczynkiem? Marzenie? Kochanie? Odczuwanie spokoju o bezpieczeńśtwa..? Mam ochotę powiedzieć odruchowo że to mało... Ale z drugiej strony już trochę wiem, że to jednak bardzo dużo at the same time.
Przykre jest takie chorobliwe, ciągłe odczuwanie bycia zdradzonym przez życie (czytaj przez bliskich). Oprócz tego jest jeszcze ciągła antycypacja bycia zdradzonym też... Człowiek juz niby zrozumiał co się w jego życiu zadziało i jaki miało impact na niego, ale wciąż odczuwa te różne przesunięte emocje... Męczące... Uwierzcie - bardzo męczące.
Pozdrawiam siebie.
Subscribe to:
Posts (Atom)