I kolejna fanga w nos...
Właśnie do mnie dotarło w jakim sensie ja fantazjuje na temat życia. I w których miejscach.
Dotarło do mnie, o jak wielkiej niechęci mierzenia się z rzeczywistością przeze mnie to świadczy.
Dotarło do mnie w jak duzym stopniu wpływa to na moją samoocene, sposób w jaki oceniam innych ludzi ale przede wszytkich sposób w jaki odbieram ludzi i świat, swoje emocje, reakcje, sposób w jaki kształtuje swoje marzenia oraz progi satysfakcji i agresji.
Najważniejsze z tego są progi satysfakcji i agresji bo to jest codzienność. Zadowolenie i niezadowolenie, wściekłość, frustracja, radość, zachwyt, odprężenie, itd.
To wszystko opiera się w dużej mierze na naszej wewnętrznej skali którą sobie ustalamy w trakcie zycia odnośnie tego na ile nas stać i jakie są nasze "granice" po obu stronach, a więc co stanowi dla dla nas osiągnięcie, duże osiągnięcie, a co będziemy traktować u siebie jako normę na którą nie musimy się wysilać, co bedzie wysiłkiem, itd. Skali tej jak wiadomo używamy też bezwiednie, intuicyjnie do oceniania innyc ludzi więc jeśli ta nasza skala jest w jakimkolwiek zakresie irracjonalna to irracjonalne też będą nasze oceny innych.
W moim życiu było i jest dużo iracjonalności - nieprzystawania oczekiwań (a więc bazowanych na nich planów), pozytywnych jak i negatywnych niespodzianek.
Rozwiązań szukałem w książkach naukowych, doznaniach duchowych, a tu nagle uderzyło mnie, że to chodzi o te "fantazje" nt życia, które sobie stworzyłem w głowie. To one są pryzmatem którey rozszczepia jedne fakty a soczewkuje inne...
Nie rozwiązuje to wiele, bo oznacza dla mnie na dzień dzisiejszy jeszcze więcej "winy po mojej stronie", ale daje mocny początek do zmian. Daje nowy poziom wglądu i zrozumienia.
Człowiek jest jak cebula, nie...?