Nie jest źle....
Dużo myślę. Dużo koresponduję w sieci... Z kobietami. I to mnie w pewien sposób otwiera. Oczywiście flirt jest celem podstawowym tej korespondencji ale w międzyczasie pisząc uczę się siebie. Bo takie robienie dobrego wrażenia na odległość skłania Cię do skupiania się na swoich zaletach i odwodzi od myslenia negatywnego.
I jeszcze ostatnio oglądam w kółko seriale Star Trek DS9 i Mad Men (teraz zaliczyłem sezon II). Śmieszne bo tv w ogóle juz nie mogę oglądać. Reklamy po prostu wyrzucają mnie z kanału więc większości z nich nie ogladam. co włącze fakty to mi się prawie rzygać zachciewa bo wiadomości to stek małych, nieistotnych spraw z polskiej polityki a wiadomości ze świata prawie w ogóle. Wieje nudą i klaustrofobią światopoglądową ;)
A, ja myslę o pieniądzach. Planuje, robię rachunki, jakieś symulacje. Duzo w tym Excela i chodzenia po mieszkaniu z ołówkiem w ręku i robienia zapisków.
I tak, ciagle wszystko robie dla siebie, pod swoim katem, zeby sie zabezpieczyć, uniezależnic siebie od świata, uciec, olać i zlekceważyć teraźniejszość ;).
Nie wiem a jakim etapie zacząłem postrzegać zaproszenie drugiej osoby do wspólnego zycia jako zagrozenie i jednoczesnie coś smiertelnie męczącego. Głównie męczacego. Wyrzeczenia, pola minowe niewiedzy o drugiej osobie, itd....
Ostatnio zacząłem mieć napadająco/mijające problemy z orgazmem, co z kolei prowadzi do napadjąco/mijającej niechęci do seksu z kobietą, co z kolei prowadzi oczywiscie do problemów z zwiazku, bo to trudno wyjasnić."Kochanie, czemu kochamy sie ostatnio rzadziej? Czy ja juz Ci sie nie podobam Kochanie?", a w miare upływu czasu wypowiedzi zostają wzbogacone o łzy. I tak, doszedłem do wniosku, że to moze być na poziomie podświadomym próba powiedzenia mojej wybrance: "stara, czas minął - spierdalaj", :D.
Chyba w wyniku doświadczenia powyzszego w ostatnim okresie mojego życia przeżyłem niedawno napad mysli o sprowadzeniu sobie z Ukrainy duzo młodszej zony. I jak boga kocham bym sobie taką małżowinę sprowadził, gdyby cała sprawa kosztowała mniej. A poniewaz koszty są a ryzyko niepowodzenia związku podobne do kazdej innej sytuacji to zrezygnowałem. Jeszcze nie tak zupełnie bo zawsze mozna do takiego rozwiazania wrócić ale przynajmniej na razie zrezygnowałem.
Czemu w ogóle o tym myslałem? Hm, więc dlatego, bo ja i tak chce od kobiety rzeczy których nie mogę dostać (matczynej miłosci + samowystarczalności ojca + czułosci babci + porozumienia jak z przyjacielem), a na codzień najczestszym czynnikiem konfliktogennym jak również przyjemnosciowym jest seks. Cynicznie? Wg mnie wcale nie po zastanowieniu.
A seks jest dla mnie jako dla samca cholernie wazny. Ralizowanie fantacji seksualnych, intymność w seksie, itd. To jest dla mnie bardzo ważne. Dopiero niedawno w zasadzie doeceniłem jak wazne. Bo tak to człowiek nie przyznaje sie chyba przed soba że ten seks jest taki az wazny - zdaje się to z powodu naszego wychowania.
Jestem samotny. Na pewno częściowo dlatego, bo po prostu chce być smaotny, ale tez dlatego, że się nie naczyłem być nie samotny. Nie nauczyłem sie rytuałów towarzyskich. Bo kontakty z ludźmi to kupa roboty. Na prawdę! Z mojego punktu widzenia straszna kupa roboty: trzeba uważać co sie mówi zeby albo nie spłoszyć albo nie speczyć czy nie urazić. Okazje trzeba pamiętac, prezenty i prezenciki kupowac. Partycypować w ich uroczystościach i markować swoje w nie zaangazowanie znów zeby nie urazić, nie zrobic przykrości. W towrzystwie trzeba byc usmiechnietym i uważac zeby sie nie zamyślać. trzeba nastepnie pic alkohol, tańczyć i robić rózne głupstwa w celu nie odstawania od reszty, gdyż jak się na imprezie odstaje od reszty to i się impreza robi nie do zniesienia :))). Trzeba w końcu zapraszać do siebie gości, robic z tej okazji zakupy, nadymać się i wysrywać na fajne alkohole, drinki i jedzenie. Następnie po rzeczywiście miłym okresie posiadówy tychze gości (acha, a przeciez towarzystwo trzeba jeszcze dobrać do siebie zeby się nie nudziło i nie było konfliktów), trzeba zrobić generalne sprzątanie i mega zmywanie oraz wywietrzyć pieprzone mieszkanie ze wszelkich zapachów naleciałych poprzedniej nocy ;).
No więc jestem samotnikiem i chyba nim pozostane :))). Tylko kobieta omze wprowadzić do mojego życia ludzi. Mnie się nie chce. Ja mam swoje niepotrzebne rozmyslania, książki na tematy zwiazane najogólniej z dzieleniem włosa na czworo, swoje ponad godzinne kąpiele w goracej wodzie, swój swiat zapachów i perfum, swoje seriale i filmy, te nowe i te sprzed wieludziesięciu lat. Mam swoje w końcu wyrobione poglady, światopogląd i odwage cywilna aby o nich mówic otwarcie. Ech... Któż chciałby się ze mną babrać w tej samej piaskownicy. Jakaż kobieta, która imponowałaby mi miałaby ochote pochylić sie nade mną, pokochać i jebnąć w twarz co jakis czas żebym przynajmniej co jakiś czas wracał do tego świata, ciał, zebów, brudu, smrodów, anty-ideałów, ciężkosci, niespełnionych marzeń, frustracji, pytań bez odpowiedzi, głupoty, chamstwa, żądz i złości. Do świata, w którym na momenty szczęscią trzeba się sporo napracować...