Exiled From Normality
A blog by my Past and my Today
Monday, October 6, 2014
Wednesday, January 2, 2013
Roy
Przede wszystkim w 2012 zauważyłem jak bardzo nie chcę się cieszyć. Zauważyłem jak wiele z tych moich "dołów" ja chciałem. Jak często chciałem czuć się źle ze sobą, jak bardzo chciałem przeżywać negatywne emocje. Gdzieś w dzieciństwie negatywizm stał się moją skorupą, moim pretekstem, moją wyższością. Moim więzieniem w konsekwencji...
Znowu śnił mi się ten królik, który do mnie przychodzi, głaszczę go i w pewnej chwili ogarnia mnie horror świadomości, że mam pełną kontrolę nad jego życiem, że mogę go w każdej chwili zabić i nie poniosę z tej przyczyny żadnej kary. Te odczucia coś robią we mnie w tym śnie i rzucam króliczkiem o ścianę... i zabijam go... i strasznie cierpię...
Nie umiem jeszcze tego zinterpretować, ale nie zmienia to faktu że pokazuje to pewien znaczący konflikt we mnie. Strach przed odpowiedzialnością za siebie..?
Mogę też powiedzieć, że gdzieś w 2012 przestałem "pracować nad sobą". W pewnym momencie zacząłem raczej próbować siebie czuć. Jest to zupełnie inny, lepszy sposób na bycie ze sobą.
Sądzę, że już nie będę siebie zadręczał intelektualną rozkminką samego siebie. To się stało zbędne :).
W nowy rok wszedłem z niesamowitą neutralnośćią sfer intelektualnej (coraz przyznam mniej ważnej dla mnie) i emocjonalnej. Obserwuję jednakże, że mi to przeszkadza ;). Że moje ego chce wciąż dramatu, akcji, planów, wspomnień. Ale JA tego nie potrzebuję ;). Więc tworzy się pewna próżnia, z którą będę teraz pracował (głównie poprzez pozwolenie aby zapełniła się sama, a nie na siłę). Przyznam, że zastanawiam sie nad psychologiem - nad jednym czy kilkoma spotkaniami, aby poprosić o radę co robić z tymi zaskakująco dużymi pokładami negatywizmu we mnie, które tak jaskrawo dojrzałem niedawno.
Nie zaakceptowałem dziecka we mnie ;). Nie umiem go przytulić.
To jest wciąż przede mną.
Thursday, December 27, 2012
Satori
Nie w żadnej książce psychologicznej, nie wśród archetypów, a u Tollego :).
Moje... Frustracje powiedzmy są gównie związane z moją matką oczywiście. Jasne, że o tym wiedziałem, ale to jak prosto ujął to Tolle zbanalniło to jeszcze bardziej. Zresztą - człowiek myślący syntetycznie potrzebuję innego myślącego syntetycznie, żeby przemówił do niego jego językiem...
Niesamowite, nie? Jedna osoba. W moim życiu prawie wyłącznie symboliczna, ale relacja z nią kształtuje mnie do dziś.
Fa-scy-nu-ją-ce!
E... Wcale nie fascynujące. Raczej nudne; Niepotrzebne... To już dla mnie jakby zakonotować, że oddycham...
Tak sobie teraz myślę, że to moje "Fa-scy-nu-ją-ce!" to jest złość. Taki mały kamuflażyk...
No, nareszcie czuję, że jestem szczery...
...i już mnie to nie "fascynuje". Tak po prostu powinno być :).
Smutek naokoło
Powoli tracę kontakt juz też z tymi, którzy zostali urzyźnieni jakimś cierpieniem. Nie chce mi się, bo póki sam Kowalski nie podejmie decyzji o zmianie to ja mu mogę mówić i klarować do śmierci, ale bez większego skutku.
Jezu, Ludzie - jak my lubimy narzekać! :)
No, no... zbliżyła mi się ta wizja bycia leśniczym. Drzewka, zwierzątka, praca fizyczna, cisza... Wszytko takie proste. Ludzie wszystko komplikują strasznie...
Monday, December 24, 2012
Wigilia '12 - 01
Zrozumiałem już dawno że święta bożego narodzenia to jednak okres magiczny i znaczący na wielu poziomach mimo, że dzień jak co dzień. Chce to szanować u siebie. Wigilia to wciąż u mnie teren obsikany przez dziecko we mnie ;).
To będzie ciekawa wigilia... Bo uzyskałem ostatnio ten spokój wewnętrzny... Może raczej uzyskałem wgląd do swojego prawdziwego ja. Nie jest to jeszcze dojrzałe ,ale już promienieje spokojem i jakimś dziwnym rozumieniem. Rozumieniem nie pomyślanym a odczuwanym... (Uśmiech pcha mi się na usta).
Widzę siebie...
Coś mi też kliknęło mocno w głowie wczoraj, gdy siedziałem na kiblu... Coś co spowodowało, że zachciałem schować do pudeł wszystkie zdjęcia babci, jej brata, dziadka, ojca, itd. Nie wiem, nagle stwierdziłem, że przeszłość nie jest mi do niczego potrzebna :). Ciekawe. Pożegnać się z przeszłością z całym należnym jej szacunkiem, ale pożegnać... Ona mi nic już nie daje... Interesujące.
Nowe to wszystko, ale nie mam potrzeby ubierania tego wszystkiego w myśli ;).
Rozpoczął się we mnie pewien proces... Lubię go, ale mam obawę, że jeszcze bardziej ograniczy on grono ludzi, z którymi będę mógł się porozumieć.
Ale nie mam potrzeby myślenia o tym. (Jezu, jak to dobrze).
Ja po prostu widzę...
Thursday, December 20, 2012
Jestem Ja
Saturday, July 28, 2012
Rok
Bez przerwy dowiaduję się czegoś nowego o sobie i życiu. Najważniejszy jednak wniosek z ostatniego okresu to chyba ten, że na wszystko nakładałem jakiś swój szablon. Postrzegałem siebie i świat po mojemu. Dowiedziałem się, że świat jest fajniejszy niż mi się wydawało. Tak, jest mniej strachu. Jest on cały czas i już będzie mi towarzyszył, ale ja już o tym wiem.
Jestem jednak mocno skaleczony tą swoją samotniczością; dużo przez to tracę (a to właśnie strach), ale też zacząłem lepiej rozumieć tą część siebie i przestałem mieć wyrzuty sumienia za rzeczy, które chcę, a których nie osiągam przez tą swoją cechę. Zacząłem szukać głębiej i przebiłem się. Odkrywam w sobie w końcu przeciętność i normalność, a to mnie powoli wyzwala ze mnie dotychczasowego.
Tak, już nawet ojciec śni mi się bardzo stępiony, co oznacza, że czas dokonał w końcu swojego dzieła. Niesamowite swoją drogą jak utwierdzam się w mniemaniu z upłīwającym czasem, że w sumie skorzystałem na śmierci swoich rodziców. Przestałem to w końcu zestawiać z opcją posiadania pełnej, zdrowej rodziny. Przestałem bo takiej nie miałem. Zacząłem oceniać siebie w kontekście, a nie poza nim.
Dzieje się coś co z dumą mogę powiedzieć sam przewidziałem jeszcze będąc na studiach: że u mnie życie przebiegnie jakby odwrotnie - ja dopiero będę siebie odkrywał i młody duchem stanę się dopiero na starość. Wciąż bowiem wszystko na to wskazuje. Jakiż ja byłem sztywny w dzieciństwie i młodości, jakże mnie to izolowało od życia. Teraz też jestem sztywny i ostrożny, ale już o wiele mniej. Z drugiej strony jak prróbuję patrzeć na swoje życie z dystansu to wydaje mi się, że jest wręcz przeciwnie, że nie zrobiłem ani jednej ostrożnej rzeczy w życiu. Wszystko właśnie robiłem szybko, bez namysłu, jakby za wcześnie. Myśli, związki, oczekiwania. To wszytko stało u mnie na głowie. A teraz czuje że jestem jakby na środku skali.
Żałuje natomiast, iż wciąz mam takie zamiłowanie do rozpamiętywania przeszłości. Nie rozumiem tego. Zawsze jest we mnie jakiś rodzaj tęsknoty, melancholii, niespełnienia. Starałem się coś z tym zrobić: fotografia, sztuki walki, sporty, filozoficzne i psychologiczne lektury, ale nic. Tęsknota sobie we mnie siedzi. Tylko już nie pamięta za czym tęskni więc sobie tęskni za czym popadnie.
Siedzę sobie w to parne i gorące popołudnie pisząc te słowa i czuję wciąż tęsknotę. Wydaje mi się, że to ona wyrzucała mnie z wielu związków, że to ona nie pozwalała mi się cieszyć, gdy był na to nasz. Zawsze byłem gdzieś tam oderwany, nietutejszy. Szkoda może, że z tych bóli nie wyszedł jakiś tomik wierszy, albo właśnie jakieś dobre portfolio fotograficzne...
Ale... nauczyłem się już nie żałować, nie mieć wyrzutów sumienia. Jestem jaki jestem i już. A tylko ja mogę sobie wybaczyć to kim jestem.
Od jakiegoś czasu już bardzo chciałbym mieć żonę, dom i dzieci. Uśmiecham się na ta myśl. Co prawda wolałbym stać się od razu dziadkiem, ale co tam :).
Bardzo miłym natomiast odkryciem w moim życiu jest fakt jak te pozornie małe przyjemności są tymi największymi w życiu. Trudno mi jednak wciąż nauczyć sie doceniać na co dzień jak dużo mam i jak wiele nieszczęść mnie omija. A mam tak wiele i w sobie i w sensie materialnym.
I znów, gdy pisze te mądre słowa wszystko jakby wskakuje na swoje miejsce, uspokajam się i czuję o 10% bardziej szczęśliwy. Zakończę więc, bo z kolei jak napiszę za dużo to wróci niezadowolenie. (A może już nie...).